Wróciłam z pracy z zagranicą w połowie roku. To, że był to wówczas niefortunny czas na wracanie z saksów zdawałam sobie sprawę, jednak sytuacja mnie do tego poniekąd zmusiła a i kraju do którego pojechałam do pracy miałam po dziurki w nosie. Dlaczego piszę, że nie był to najszczęśliwszy czas na powrót? Bo weszło wówczas prawo, które karało osoby powracające na łono ojczyzny. Podwójny podatek, jeśli w danym roku pracowało się i w Polsce i za granicą. I właśnie mnie to nieszczęście spotkało.
W kraju, z którego powróciłam żadnego zwrotu nie dostałam. A co czekało mnie w ojczyźnie? Podatek do zapłacenia w wysokości minimalnej krajowej! I to w przypadku, gdzie w danym roku przez 6 miesięcy pracowałam za granicą i 4 w kraju. Toć to jest chore! Nie miałam takich pieniędzy do zapłacenia od razu. I wiecie co? Nie mogłam jak człowiek rozłożyć tego na raty! Musiałam się płaszczyć przed bezczelną urzędniczką i tłumaczyć dlaczego nie mam w tej chwili pieniędzy by zapłacić Polsce pieprzony haracz! Dlaczego pomimo pracy jestem tak biedna, że nie mogę minimala od tak sobie oddać. I wykazywać każdy grosz ze swojego życia w Polsce, tłumaczyć na co go wydałam, chwalić się rachunkami. Czy to jest moralne, etyczne? Czy to nie jest przypadkiem zwykłe upokarzanie obywatela?
Wiecie jak się skończyło? Złożyłam wniosek i czekałam na decyzję naczelniczki, która w zależności od swojego widzi mi się mogła mój wniosek zaakceptować albo odrzucić. Na szczęście łaskawie się zgodzono rozłożyć wniosek na trzy raty, choć z wielką łaską i problemami. A wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że kraj, z którego powróciłam pozwalał na rozłożenie podatku do zapłacenia na dogodnie wybrane przez siebie raty bez żadnego problemu. I można to było łatwo zrobić z domowego komputera lub telefonu!
Nie szanuję Polski, jak dla mnie to kraj z papieru. I tylko czekać jak Zachód go wciągnie i zmiecie z powierzchni map. Już to nie raz udowodnił, że Polska jest dla niego niczym. I w sumie na to czekam i to nawet z popcornem i galonem koli.